Niewypłakane łzy zamieniają się w lód na naszym sercu.

Do znudzenia będę powtarzać, że uczucia trzeba przeżywać i dożywać, a nie ograniczać i wracać do "normalności" jak najszybciej, bo przecież:
- nie ma się co tak mazać/rozczulać;
- było - minęło;
- inni mają gorzej;
- nie będę schodzić w niskie rejestry wibracji, bo ja jestem pozytywna (sic!).
To ostatnie jest szczególnie popularne ostatnio, zwłaszcza wsród osób uduchowionych, medytujących, zenujących i wszelkiej maści "pozytywnych" lub takich, którzy się na takich kreują. Tymczasem zdrowa, praktyczna duchowość, to nie jednorożce i rzyganie tęczą, tylko mierzenie się z trudami codzienności w sposób, który pozwoli nam na szybsze zrozumienie, po co nam one się przydarzają i na załatwienie ich w sposób skuteczny, tzn. taki, że nie odbiją nam się czkawką za 10 lat.

A więc do płakania zapraszam! 😉