Spełnieniem niektórych związków jest rozstanie.⁠
•⁠
Energia jest zawsze w ruchu. Wszechświat jest w nieustannym ruchu. My też, chociaż jesteśmy twardą materią, to jesteśmy też energią. Wszystko się nieustannie zmienia. Jakimś cudem zaprogramowano nas jednak na oczekiwanie od pewnych zjawisk niezmienności. Bycie w związku jest zjawiskiem. Społecznym. I prawom społecznym niewątpliwie podlega. Ale nie może nie podlegać prawom fizyki. W każdy związek powinniśmy wchodzić więc ze świadomością końca. Tak byłoby o wiele łatwiej, zamiast fiksować się, że coś jest na wieki wieków. W sumie to nawet kościelna regułka wymawiana przy małżeńskiej przysiędze mówi, że będzie to trwało tylko do śmierci. Nikt nas więc nie okłamuje. Sami się okłamujemy chcąc wierzyć, że coś będzie na zawsze. Bo niby wiemy, że to ma się skończyć śmiercią, ale jest to zwykle koncept tak odległy w czasie, że nie poświęcamy mu ułamka sekundy. Dzieje się tak dlatego, że mamy również zakodowany strach przed śmiercią. A jeśli się czegoś boimy, to staramy się tego unikać jak najdłużej się da. Ale okazuje się, że czasami zbyt długo się nie da. Że ten koniec przychodzi wcześniej niż przypuszczaliśmy. I wtedy boli. Boli czasem dlatego, że dzieje się to przez zaskoczenie, ale boli też dlatego, że w ogóle nie jesteśmy do tego przygotowani. Bez względu na to, jaki to jest rodzaj końca: śmierć czy rozwód, to tak czy siak dla związku jest to śmierć per se. Koniec. Finito. I musimy to zaakceptować. Jak długo, jak nie będziemy się zgadzać na to, co się stało, tak długo będziemy (niepotrzebnie) cierpieć.⁠
•⁠
Gdybyśmy wchodzili w związki ze świadomością, że jest to na chwilę, czasem na krótszą, a czasem na dłuższą, byłoby nam łatwiej rozstania przeżywać.⁠ Musimy zrozumieć, że dla Duszy związki są jednym z najlepszych terenów ćwiczebnych. W samotności można wiele się nauczyć, głównie o sobie, ale żeby przetestować tę wiedzę, musimy to zrobić w relacji. Wtedy wychodzi dopiero tak naprawdę ile się nauczyliśmy.

Musimy zrozumieć również, że wiele rzeczy mamy już zaplanowanych zanim tu przyjdziemy. Mamy do odrobienia pewne lekcje albo inaczej mówiąc kwalifikacje do zdobycia i kiedy to osiągamy, z punktu widzenia Duszy nie ma sensu tkwić w czymś, co w żaden sposób już nam nie służy i nas nie rozwija. Dlatego niektóre związki trwają krótko - szybka lekcja i idziemy dalej. Jeśli typ danego związku się powtarza (np. znowu trafiam na osobę, która ma problem z alkoholem), to znaczy, że lekcja nie została odrobiona. Czyli wracamy do poprzedniej klasy.

Czasami właśnie żeby lekcję zrozumieć w pełni, potrzebne jest rozstanie. Potrzebne są nam doświadczenia rozłączania się z materią w bardzo różnej postaci - czasem jest to strata domu, czasem partnera. One zwykle nas przygotowują na inne wydarzenia, które są przed nami. Nie jesteśmy zwykle tego pojąć w momencie, kiedy się to dzieje. Emocjonalnie zaangażowani nie umiemy wejść na pozycję obserwatora. Wymaga to ogromnej praktyki i pokory. I tej pokory też uczymy się poprzez rozstania.

Dlatego trzeba przyjmować to, co do nas przychodzi, a na co nie mamy wpływu, z pokorą właśnie. Jeśli czegoś nie możemy zmienić, to zmienić możemy tylko swoją reakcję. Czasem najważniejszą reakcją jest zgoda i akceptacja. I ufność, że wszystko ma swój cel i sens.