Więzieniem jesteś Ty sam. Gdziekolwiek pójdziesz, ono też tam będzie. To więzienie to najczęściej Twój umysł. Rzadziej ciało, co udowadniają "niepełnosprawni" wyczyniając rzeczy większe niż niejeden w pełni sprawny fizycznie człowiek oraz chorzy, który umysłem potrafią wpłynąć na ciało i "zmusić" je do posłuszeństwa. Celowo piszę "zmusić" w cudzysłowie, bo wcale tam zmuszania nie ma. Więcej jest tam poddania. Poddania woli boskiej, władzy wszechświata i powiedzenie: prowadź. Wielokrotnie się z tym mierzyłam. Wielokrotnie walczyłam. Pierwsze 4,5 roku mojej choroby to była niezgoda i walka. Im więcej tej walki było, tym mniej moje ciało się mnie słuchało. Aż wreszcie zrezygnowałam. Dopiero kiedy zrezygnowałam było mi dane zobaczyć coś więcej. Dopiero wtedy mogłam wyjść poza ograniczenia swojego umysłu. Nigdy nie czułam się tak szczęśliwa i wolna jak wtedy, kiedy wróciłam zza światów i leżałam przykuta do OIOM-owego łóżka. Wycieńczona od miesięcy niejedzenia, negocjowałam z lekarzami wyjęcie rury intubacyjnej bym wreszcie mogła zacząć jeść. I oddychać. Nie zrobili tego. Przerabiałam wtedy lekcję pokory i cierpliwości. I marzyłam o jedzeniu i o wstaniu z łóżka. Chociaż niewiele wcześniej nie miałam ochoty żyć. Teraz stałam się inną osobą. Zajmowały mnie myśli o tym, co zrobię, kiedy wstanę. Nie byłam już w więzieniu. Ciało jeszcze nie dostroiło się do nowej wibracji, ale ja wiedziałam, że już niedługo będę gdzie indziej. W mojej głowie już byłam...⁠